Ku pogodzie ducha i powszechnej szczęśliwości!

2012-11-26

21. Hołd pruski

Oddaję wszem tym kobietom dzielnym, które potrafią regularnie pisać na blogu. Regularnie wrzucać zdjęcia. Regularnie dzielić się swymi wszelakościami. Wielkie jesteście!!! (tu następuje hołd i minuta ciszy po nim).

W Ferkowisku jak z murzynem na zebrze - pojawiam się i znikam. Tonem dygresji - dowcipem tym zarzucał się cały mój licealny świat, nikomu nie szemrało, że jesteśmy niepolitycznyminiepoprawnymi terrorystami! A hic et nunc szykowano by już pewnie całej IVa naszego solidnego LO zaciszne cele w bliskim sąsiedztwie słynnego pana adiunkta! Zastanawiam się też, jak wyglądałaby w dzisiejszej perspektywie sprawa bezpieczeństwa narodowego a petardy, które z bratem kunsztownie produkowaliśmy z cukru, saletry i zakrętek z półlitrówek po wódeczce. Jest jeszcze mnóstwo dalszych spraw mrocznych i bolesnych. Podpalane woreczki, które z czwartego piętra bloków z wizgiem kapały, płonąc, na wiszące poniżej pranie, trawnik, przebiegającego pieska... Kot, w średniowieczu naszej świadomości i epoce kamienia łupanego empatii wrzucany w prześcieradło i kręcony pod hasłem "Czaruś na kosmonautę!" Czas straszliwy, a jakże słodki! Lecz włos siwieje i rodzą się refleksje. Kotu bym już tego nie zrobiła, resztę jak najbardziej, wraz z jakąś grubą niepoprawnością polityczno-rasową.
Asumpt do powyższych wynurzeń dała mi ostatnia zawierucha nad GMO. I medialne natrętne pokazywanie, jak to lud głupi nic o GMO nie wie, a protestuje!

Ja też nie wiem, WIĘC napiszę.

W GMO nie chodzi o zdrowie, nie chodzi o tańszą żywność. Nie chodzi o żadne dobro ludzkości, i pragnienie, by jej zapewnić tanią pyszną karmę. Cywilizowany świat żre na potęgę, dużo więcej niż jest mu potrzebne (tu skłaniam ze skruchą głowę posrebrzoną nad mą glikemią niewłaściwą o poranku, i macam sobie z łezką w oku zwój sadła okołopępczanego!). Żremy ścierwo, bo jest go pełno wokół a rozbuchany marketing obiecuje nam wspaniałe nowe życie, jeśli tylko będziemy  w y s t a r c z a j ą c o   d u ż o   konsumować, w tym karmy padliniastej, milion razy przerobionej z rogów-racic-pazurów. A potem ufarbowanej, uzapachowionej, posolonej, posłodzonej i pięknie opakowanej.

W GMO chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze.
Polecam Waszym oczom i umysłom film, który przypadkowo obejrzałam kilka lat temu na Canal+, The World According to Monsanto. Mam nadzieję, że jest dostępny gdzieś w sieci, nie sprawdzałam.
Film uprzytomnił mi jedną rzecz - once GMO = always GMO. I nie chodzi tu o GMO w jedzeniu, a przynajmniej nie to jest clue naszej historyjki.

Grzebiemy w procesach, których struktury nie znamy, zbyt są złożone; dokonuje się w imię Króla Zyska manipulacji, które są nieprzewidywalne w skutkach dla całej ekosfery; jeśli pycha kroczy przed upadkiem, to upadek wielkich tego świata promujących GMO jest bliski.
Szkoda, że mogą pociągnąć za sobą nas wszystkich, nasze dzieci, wnuki i prawnuki.

I koty nasze też! (nie umiałam sobie darować elementu podnoszącego dramaturgię;)