Ku pogodzie ducha i powszechnej szczęśliwości!

2011-02-28

Kłębunie

Na moim przepastnym strychu/w szafie/w piwnicy/na antresoli/na półkach kłębią się kłębki, kłębuszki i kłębunie.
Są wynikiem realizacji mojego nałogu w jego wczesnym stadium poprzez zakupy na allegro. Pare ładnych lat temu, gdy swiat był młody i niewinny, a włóczka na allegro dziadowska i tania. A ja młoda, głupia i wyposzczona surowca. Dość przymiotników, przejdźmy do konkretów.
Kłębki to masa różności, które zapewne zostaną zutylizowane na dywaniki, pantofle, dobroczynność lub rozdawnictwo. Kłębuszki, to małe śliczne resztki, które chwytają za serce, ale niestety, jedyne, co z nich można wyprodukować ( ze względu na ich szczupłe parunastogramowe rozmiary), to wypasione pledy dla chomików. Z co większych - narzuty dla świnek morskich. Na pewno nie więcej, i aż się serce kraje, że będąc w posiadaniu pięciu kotów nie mogę tych kreatywnych planów zrealizować! Chyba, że znalazłabym tanie źródło pozyskiwania tych małych gryzoni i robiłabym im całuny z kłębuszków. A i to nie byłoby proste, bo przy sprawności i przerobie mojego stada sierściuchów musiałabym w te całuniki pakować kocie kupki. Kto widział, jak trzy koty pochłaniają w kwadrans niewielką kuropatwę, wie co mam na myśli.
Pozostają kłębunie.
Kłębunie, to coś, czego jest nie mniej niż 5 dkg i co jest ŚLICZNE. I to jest najstraszniejsze. Człowiek patrzy na taki kłębuniek i i czeka, aż ten do niego przemówi i powie, w postaci jakiej części garderoby pragnąłby spędzić resztę swego doczesnego żywota. Potrafię tak, patrząc na kłębunie, spędzić w czymś na kształt stuporu długie minuty, intensywnie myśląc. I jawią mi się wizje różnorakie.

Poniżej chciałam sie podzielić (wizualnie, tylko wizualnie!!!) tymi kłębuniami, które ostatnio zawołały do mnie najgłośniej podczas próby uprzątnięcia przystrychowej części zasobów.

Kłębuń tweedowy, wełna z odrobiną wiskozy i akrylu, jak widać już wybrał swój los:

Kłębuń Debby Bliss (zapamiętałam tylko nazwę i przybliżony skład, jako że ten kłębuń przez jakieś pół roku był prostym szaliczkiem - zaiste zasługiwał na lepszy los! I stanie się szaliczkiem z ażurem), już spoczywa na drutach w postaci napoczętej robótki. Zdjęcie nie oddaje jego uroku, ale przemawiał potężnie swoimi złocistymi i turkusowo-błękitnymi przebłyskami lśniącej wiskozy wśród puchatej wełnianej nitki w kolorze zgaszonego błękitu paryskiego:

Dalsze kłębunie, część już naruszona koncepcyjnie, a część (fioletowy i brązowy) jeszcze czeka na moją intensywną pracę intelektualną, a w rezultacie na przyszła swą formę:





A reszta kłębuniów spoczywa, wywleczona, pod kaloryferem; pogrążona w śnie zimowym pochrapuje w oczekiwaniu moich wiośnianych koncepcyj! Czego nie udokumentuję ze wstydu, bo jest tego jeszcze cała niebieska torba z Ikei.
Pewna Młoda Dama prychnęła mi z pogardą - musiałabyś żyć z dwieście lat, żeby te wszystkie włóczki przerobić! No cóż, widać tak właśnie będę musiała zrobić...

3 komentarze:

  1. O, i to jest właściwe podejście do sprawy, ja też będę żyć 200 lat! *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj - i myślisz moja droga że, sama cierpisz na tą chorobę zbieractwa i zakupywania różnych włóczek oj dotyka wiele osób:))) nie mniej życzę tylu lat ilu trzeba by przerobić to co masz i to co jeszcze zakupisz;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Thanks so much for your compliment on my Percy shawl. I so enjoyed knitting it!

    OdpowiedzUsuń